07-01-2015, 00:00
Rzymianie lubili podgrzewać temperaturę w basenie Morza Śródziemnego, nie tylko prowadząc wojny z każdym kim się dało. Tę umiejętność przenosili również do własnych domów, w których wykorzystywali system akweduktów. Dzięki nim podtrzymywali odpowiedni stopień wilgotności i temperatury w domostwach. W czasach królewskich (ok. 800 r. p.n.e.) potrafili dodatkowo wykorzystywać technologię hypokaustu (od gr. hypokausten, czyli odgrzewanie od dołu). Ich podłogi podgrzewały gorące spaliny, dlatego Rzymianom nie marzły stopy. Paradoksalnie mieszkańcy Wiecznego Miasta zapomnieli o tej starej sztuce, by na powrót ją wynaleźć w roku 80 n.e.
Cesarz Elagabalus jednak w trzecim wieku postawił krok dalej. Chcąc się ochłodzić, rozkazał przetransportować kilkadziesiąt ton lodu do swych włości. Niestety było to w zupełności nieefektywne. Trochę biedniejsi rzymscy obywatele po prostu połykali śnieg, by móc się schłodzić (ten sposób wykorzystywała w szczególności młodzież, którą ganił w swojej twórczości Seneka za ucieczkę od italskiego, hartującego ducha Słońca).
Na drugim końcu globu bardziej wyrafinowane sposoby stosowali Chińczycy. Już 3000 lat temu wykorzystywali do chłodzenia papierowe wachlarze, by w drugim wieku naszej ery jeden z wynalazców, Ding Huan, wymyślił obrotowy wachlarz o wielkości pokoju. Chińska myśl techniczna wykorzystywała zalety architektury do eliminacji gorąca. Okna w budynkach były umieszczane od nienasłonecznionej strony, a ponadto w większych budowlach tworzono „wieże wiatrów”, które miały wychwytywać przelotne bryzy i kierować je do cyrkulacji powietrza w pomieszczeniach.
Niestety, te innowacje zostały zaprzepaszczone na przestrzeni dziejów. Ludzie jakby zapomnieli o swoich chlubnych momentach w walce z gorącem. Dopiero renesansowe czasy przyniosły minimalny przełom. Nieoceniony Leonardo da Vinci stworzył wentylator napędzany kołem wodnym.
W 1758 roku Benjamin Franklin oraz John Hadley odkryli, że alkohol parując szybciej od wody, jest w stanie ją zamrozić. 60 lat później do podobnego wniosku doszedł Michael Faraday, czyniąc swoje eksperymenty z amoniakiem. Jednak jeszcze trzeba było poczekać na wykorzystanie tych właściwości w urządzeniach klimatyzacyjnych, jakie znamy.
Nawet w XIX-wiecznych USA sam prezydent nie mógł sobie pozwolić na luksus przywiezienia góry śniegu jak rzymski imperator. W 1881 roku umierający prezydent James Garfield, w walce z przyspieszającym jego agonię upałem, nakazał wdmuchiwać powietrze przez wełniane płótna nasączone zimną wodą. Niestety milion funtów lodu zużytych w czasie dwóch miesięcy nic nie pomogło. Prezydent zmarł.
Na wynalazek klimatyzatorów, jakie teraz znamy, wpadli amerykańscy naukowcy. O tym jednak przeczytaj na stronie www.KlimatyzacjaPoznan.pl.
Artykuł został dodany przez firmę
Inne publikacje firmy
Podobne artykuły
Komentarze